znowu twarzą na zimnych kamieniach

z brudnym wiechciem nadziei

w zaciśniętej pięści

 

motyl na ramieniu

sztywna niema mumia

zeschnięta ze starości

 

ile jeszcze  ksiąg zamkniętych

łez upadłych

bryzgów błota

samochód

martwy pies

albo żółw

 

zanim

wreszcie ziemią się przykryję szczelnie

by choć raz

solidnie

się wyspać